"Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią..." "Martin's Day" to opowieść o spoiwie, jakim jest przyjaźń i wolności, która uskrzydla duszę.
Martin Steckert to całkiem sympatyczny gość, który utkwił w więziennym padole zniewolenia. Z natury dobry, choć czasem może za bardzo narwany.
Należy do typu "wolnego ducha", niczym dziki lew nie usiedzi długo w klatce, dlatego też postanawia się z niej wyrwać i powrócić do magicznego miejsca nad jeziorem, które pamięta z dzieciństwa.
Niestety "psy gończe" szybko zaczynają Martinowi deptać po piętach, dlatego też bez chwili namysłu, bierze on za zakładnika 12-letniego chłopaka, który o dziwo również nosi imię "Martin".
Początkowe przerażenie chłopca stopniowo zaczyna przeradzać się w ciepłą i szczerą sympatię. Nie minie długo czasu nim dwójka Martinów zacznie przeżywać masę zabawnych przygód, będących niczym spełnienie najpiękniejszego snu. Obrabowanie ciężarówki z zabawkami, porwanie pociągu, podróż nad magiczne jezioro, gdzie można koegzystować z naturą i cieszyć się pełnią życia - czyż to nie brzmi wspaniale?
"Martin's Day" (znany także pod pl tytułem "Imiennicy") to pogodna i łapiąca za wnętrze podróż do nieskrępowanego świata fantazji i pragnień, którego początek zaczyna się w sercach dwójki głównych bohaterów.
Ujmujące widoki wkraczającej w jesień Kanady (okolice Ontario), wspaniały Richard Harris jako starszy Martin, to jedne z wielu cennych składników, dla których warto zobaczyć ten film.
Jeśli lubicie tzw. "buddy film", "road movie", lub po prostu cenicie sobie proste historie o braterstwie dusz - ta pozycja z pewnością dostarczy wam miłych filmowych doznań.