Dzieło Armitage'a to kawał porządnego hixploitation. Jak można przeczytać w opisie małe miasteczko w Kalifornii jest nękane przez pracowników okolicznych pól naftowych. Ben(Jan-Michael Vincent) prosi o pomoc weterana wojny w Wietnamie, a prywatnie swojego brata Aarona(Kris Kristofferson). Ten wraz z dawnymi towarzyszami broni przyjmuję pracę w lokalnej policji jednak szybko wychodzą na jaw prawdziwe intencje Aarona i jego ludzi. Fabuła jest podobna do "Mściciela" z Clintem Eastwood. Jednak tam postać mściciela była jeszcze bardziej niejednoznaczna. Kris Kristofferson wcielił się w swoją rolę naprawdę dobrze i zagrał niewiele gorzej niż w obrazach Peckinpaha, choć samej postaci brakuje odrobinę głębi. Na drugim planie aktorstwo wypada gorzej, łącznie z jak dla mnie zbyt lukrowanym i niewinnym Vincentem. Uważne oko wypatrzy zaś w niewielkiej rólce weterany kina klasy B Dicka Millera jako pianistę w barze. Siłą filmu są oczywiście wszelkie akty przemocy zarówno ze strony pracowników jak i Aarona i jego ludzi. Film obfituje w sporą ilość dobrze nakręconych scen walki. Bójki nie nudzą i mają odpowiednie tempo. Na plus również muzyka. Nie zostanie ona może z widzem po seansie ale w trakcie potrafi zbudować klimat filmu. Reżyseria, montaż i zdjęcia jak najbardziej poprawne. Scenariusz mógłby być odrobinę bardziej wymagający a postacie posiadać większą głębie ale nie przeszkadza to w obiorze filmu. Obraz nie pozwoli się nudzić. Końcówka to już prawdziwa gratka dla fanów rozwałki. Sam finał wydaje się być bardzo znajomy o ile widziało się "Biały żar" z Cagneyem. Życzyłbym sobie obejrzeć ten film na świeżym powietrzu wyświetlany na drzwiach jakieś stodoły w double feature z Konwojem.